Przejdź do menu Przejdź do treści

Tygodnik Zamojski opisuje nasze badania

Media społecznościowe

W Tygodniku Zamojskim ukazał się wywiad z kierownikiem Laboratorium dr hab. Piotrem Długoszem, prof. UP na temat wyników badań dotyczących wpływu wojny na Ukrainie na polskie społeczeństwo.

Zapraszamy do lektury. Wywiad poniżej.

Rok temu świat obiegła dramatyczna informacja: Rosja zaatakowała Ukrainę. Jaka była Pana pierwsza reakcja? Jak zapamiętał Pan ten pierwszy czas? 

O wybuchu wojny dowiedziałem się rankiem przed godz. 7 w Budapeszcie. Byłem tam z rodziną na wycieczce. Pierwotnie nie chciałem tam jechać, gdyż byłem przekonany, że lada dzień nastąpi inwazja wojskowa Rosji na Ukrainę. Ale rodzina i znajomi nie brali tego ostrzeżenia na poważnie.

W chwili, kiedy zobaczyłem rankiem informację w Internecie i obrazy bombardowania, kroczących wojsk rosyjskich byłem w szoku, pełen przerażenia. Z jednej strony, bardzo współczułem Ukraińcom, obawiając się o ich zdrowie i życie. Mam tam sporo znajomych. Jeszcze w czerwcu 2021 r. byłem w Kijowie w sprawach naukowych.  Z drugiej strony byłem zły, że świat jest bezradny, organizacje międzynarodowe jak też politycy nie potrafili zahamować odradzającej się zbrodniczej ideologii rosyjskiego neoimperializmu. Uświadomiłem sobie też, że niewiele wiemy na temat rosyjskiego społeczeństwa i jego elit.  Bo trudno sobie wytłumaczyć tak bestialskie działanie rosyjskich władz i pełne wsparcie dla niego przez rosyjskie społeczeństwo. Obawiałem się też, że granice mogą być zamknięte i utkniemy na Węgrzech albo Słowacji. W Słowackim radio mówiono o napływających uchodźcach przez przejście graniczne w Użhorodzie. Na szczęście bez przeszkód dotarliśmy do Barwinka, tutaj jeszcze był spokój na stacji benzynowej. Ale na kolejnych już widać było kolejki kierowców, regulowanie ruchu przez policję. Polacy panikowali i zaczęli wykupywać benzynę, towary pierwszej potrzeby. Wtedy kolportowano informację, że nie będzie benzyny w sprzedaży.

Pamiętam też wtedy, że zaczęło być słychać całą dobę krążące w górze samoloty. Nie było ich widać, tylko były słychać ich dźwięk. Tutaj na wschodzie wzmacniało to dodatkowo nastrój grozy (Rzeszów i okolice). Przez miesiąc trudno się było pozbierać do pracy naukowej. Non stop sprawdzałem, czy Kijów jest niezdobyty, pocieszałem znajomych na Ukrainie, że negocjacje są prowadzone i być może konflikt zostanie zażegnany. Z dzisiejszej perspektywy widać, że było to bardzo naiwne, myślenie życzeniowe.

Polacy, a u nas przy granicy z Ukrainą, w sąsiedztwie przejść granicznych szczególnie widać było spontaniczną i wielką pomoc dla uchodźców. Nagle zniknęły wszelkie podziały, ludzie otworzyli serca i domy. To był fenomen. Co się zmieniło po roku? 

Tak, ludzie byli z jednej strony przerażeni ogromem tej ludzkiej tragedii i skalą rosyjskiego ataku na Ukrainę. Z drugiej strony, będąc pod wpływem traumy wojennej chcieli coś zrobić, co pozwoli im, poczuć, że coś zrobili dobrego dla sąsiadów za wschodniej granicy. Mówi się, że w sytuacji katastrof powstają altruistyczne wspólnoty. Z taką grupą mięliśmy do czynienia. Większość polskiego społeczeństwa uczestniczyła w różnych formach pomocy dla Ukrainy. Jedni wpłacali datki, inni dawali schronienie, jeszcze inni organizowali zbiórki i wozili pomoc na Ukrainę. Warto dodać, iż badania Unii Metropolii Polskich pokazywały, iż mieszkańcy Polski Wschodniej bardziej angażowali się w pomoc dla Ukraińców.

Ogólnie badania CBOS pokazują spadek zaangażowania w pomoc z 62% w kwietniu 2022 r do 52% w grudniu 2022 r. Ma on wiele przyczyn. Zmieniła się sytuacja uchodźców, większość z nich sama się już utrzymuje, sporo wróciło na Ukrainę. Ludzie też odczuwają skutki inflacji i generalnie są zmęczeni ciągłym napięciem generowanym przez niepewność jutra i stałe zagrożenie wojenne. Innymi słowy, są wyczerpani emocjonalnie, co jest naturalnym zjawiskiem. Nawet ci najbardziej zaangażowani wolontariusze przechodzą takie wypalenie w czasie udzielania pomocy.

W tekście „Rz” podkreśla Pan, że po pandemicznej przyszła trauma wojenna. To jeden z kluczowych wniosków badań przeprowadzonych przez Laboratorium Badań Wojny w Ukrainie, a zleconych przez Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie. Jak rozumieć tę traumę?  

Trauma wojenna jest urazem, szokiem wywołanym przez wojnę. Mo ona kilka wymiarów. Po pierwsze, sam wybuch wojny, ze  zniszczonymi miastami, zabitymi cywilami, uciekającymi uchodźcami budzi silny lęk, szczególnie wśród mieszkańców Polski Wschodniej. Niestety w Przewodowie zginęli polscy obywatele trafieni odłamkiem rakiety przeciwlotniczej. Zresztą to zdarzenie było mocno traumatyczne, gdyż niektórzy interpretowali je jako atak Rosji na Polskę i początek III wojny światowej. Trauma wojenna wywołana jest też wtórnymi skutkami wojny takimi jak inflacja, napływ uchodźców, niepewność związana z przyszłością. Człowiek lubi przewidywalność i stabilizację, wojna jest przykładem traumy kulturowej, która zmiażdżyła poczucie bezpieczeństwa na długi czas, o ile nie na zawsze. Nie należy zapominać, że wojna to duży stres, potęgowany przez wszechogarniające nas media. Badania pokazują, że traumę dzisiaj transmituje się poprzez media. Zatem samo śledzenie tego co się dzieje na wojnie może wywoływać traumę wśród osób, które są w bardzo odległych miejscach od konfliktu. W przypadku mieszkańców Polski Wschodniej, te ekspozycja na wojenną traumę może być większa z racji bliskości granicy, obserwacji exodusu milionów obywateli Ukrainy oraz mniejszych zasobów ekonomicznych, które są szybciej zżerane przez inflację. A jeszcze jak do tego dodamy, że wojna jest tuż za granicą to możemy przypuszczać, że na wschodzie ludzie są bardziej straumatyzowani.

Co o nas Polakach mówią te badania? 

Badania pokazują, że Polacy jak też pewnie mieszkańcy innych krajów sąsiadujących z Ukrainą są osaczeni przez strach przed przyszłością. Zawsze pojawia się ewentualność, często podawana w mediach, iż Polska może być kolejnym krajem, jaki będą chcieć zająć Rosjanie.  Trudno powiedzieć na ile jest to realna groźba. Dlatego Polacy sobie częściowo uświadomili, że zwycięstwo Ukrainy leży w interesie Polski i każdego obywatela. Widać też, że według deklaracji tylko 20% broniłoby swojej ojczyzny w razie napaści przez Rosję. To pokazuje, że została garstka patriotów, którzy są zdolni narażać swoje życie za ojczyznę. Ukraińcy pod tym względem są nie do pobicia. Kiedy wojna wybuchła to ponad 100 tys. ukraińskich obywateli wróciło z zagranicy do obrony kraju. Koleżanki z Ukrainy pokazywały jakie były w ich miastach olbrzymie kolejki do obrony terytorialnej. Znam sporo naukowców, którzy są na froncie. Np. Profesor Fedor Szandor z Uniwersytetu w Użhorodzie, który walczy i jednocześnie prowadzi zajęcia ze studentami za pomocą internetu. Twierdzi, że nie mógł inaczej postąpić, gdyż broni swojej rodziny i swojego domu.

Przyzna Pan, że przyszło zmęczenie pomaganiem, Polacy odczuwają skutki inflacji, wzrosły koszty życia. Swoje zrobiła rosyjska propaganda. Czego boją się dziś Polacy? (nie tylko w związku z wojną) 

Polacy boją się wojny, inflacji oraz utraty zdrowia. Dwa pierwsze lęki są ze sobą powiązane. Wojna wiąże się z utratą zasobów, głównie ekonomicznych. Dlatego wojna ma silny ładunek traumatyczny, gdyż w różny sposób wpływa na pogorszenie się kondycji ekonomicznej gospodarstw. Badania pokazały, że ludzie się boją, że wszystkie dobra jakie zdobyli w ostatnich trzech dekadach nagle teraz utracą przez inflację napędzaną wojną. Zdrowie jest najbardziej cenioną wartością, stąd też silny strach przed jego stratą. Z jednej strony zdrowie daje poczucie autonomii i wzmacnia indywidualizm. Z drugiej strony lęk przed jego utratą jest wzmacniany przez niewydolność służby zdrowia, napływ uchodźców. Ludzie się boją, że sąsiedzi z Ukrainy mogą rozłożyć służbę zdrowia, która jest od lat niewydolna.  Generalnie Polacy obawiają się utraty życiowego powodzenia i społecznej deklasacji, czyli obniżenia pozycji w społeczeństwie. Część badanych już zauważa takie zjawisko.

Przeczytałam, że aż 37 proc. boi się wzrostu niechęci i wrogości do uchodźców. Niestety, życie, także komentarze w mediach społecznościowych, a nawet wśród znajomych, pokazują, że ta niechęć jest coraz większa. To groźne? 

Trudno jest tutaj o jednoznaczną odpowiedź. Z jednej strony, były już próby wykorzystania tej sytuacji do zbicia politycznego kapitału za pomocą akcji Konfederacji pt. Stop ukrainizacji Polski. Jakoś to nie wywołało większego odzewu w społeczeństwie.

Z drugiej strony, same media podgrzewają atmosferę mającej rosnąć niechęci do Ukraińców.  Można założyć, że siły polityczne czy ideologicznie niechętne Polakom, Polsce, rządowi będą starały się pokazać, że racje mają ci, którzy mówili, że Polacy są ksenofobami, nacjonalistami. Nie należy też zapominać, iż Ukraińcy jeszcze przed wojną z Rosją nie cieszyli się dużą sympatią wśród Polaków, na co zapewne ma wpływ historia i ludobójstwo popełnione na ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w okresie drugiej wojny. Dzisiaj, kiedy inflacja zjada oszczędności i ludzi dotyka deklasacja to są oni sfrustrowani. Najłatwiej ową frustrację i złość przenieść na uchodźców, zamiast na sprawcę tego nieszczęścia, czyli Rosjan.  Dla części społeczeństwa też niejasne i nieuzasadnione jest przydzielanie świadczeń społecznych ukraińskim obywatelom. Utarło się, że uchodźcy wszystko dostają za darmo, a Polacy muszą na to ciężko pracować.

Jak Polacy oceniają dziś uchodźców z Ukrainy? Czy wciąż chcą im pomagać? 

Głosy wśród badanych są podzielone w sprawie uchodźców. 1/3 widzi ich pozytywny wpływ na gospodarkę naszego kraju. Taka sama grupa negatywnie ocenia ich pobyt twierdząc, iż przyczynili się do wzrostu cen, są roszczeniowi i wykorzystują nasze państwo. Również około 1/3 nie ma jednoznacznej opinii na ich temat. Zatem można powiedzieć, że do zdecydowanej pomocy będzie skłonne 1/3 społeczeństwa. Ale ci neutralni też mogą pomagać. Według badań około 50% pomagało uchodźcom i taki odsetek jest to gotów robić.

Jakie są korzyści dla Polski z powodu przyjęcia 1,5 mln uchodźców z Ukrainy? 

Korzyści są takie, iż Ukraińcy uzupełnili braki kadrowe w wielu firmach. Pracują poniżej swoich kwalifikacji, szybko uczą się języka. Dzisiaj według danych rządowych większość pozostających w Polsce uchodźców pracuje. Wpływy z płaconych przez nich podatków mają w tym roku przekroczyć świadczenia wydawane na nich przez państwo. Liczy się też to, że zapełnią oni lukę demograficzną, gdyż w większości są to matki z dziećmi. Ogólnie rzecz biorąc, mówiąc językiem ekonomii uchodźcy z Ukrainy są kapitałem ludzkim, cennym zasobem, który można wykorzystać do rozwoju gospodarczego kraju. Są młodzi, dobrze wykształceni i mają motywację do pracy.

Jedno ze stwierdzeń w „Rz”: Polacy żyją w napięciu i strachu. Jak to wytłumaczyć

Wojna jest dużym makrostresorem, wpłynęła na życie Polaków. Napięcie wywołuje strach, że konflikt przeniesie się do nas. Proszę sobie przypomnieć to popołudnie, kiedy doszło do tragedii w Przewodowie. Internet huczał od plotek, a oficjalna dosyć lakoniczna informacja polskich władz pojawiła się późno wieczorem. Wcześniej nastrój grozy został podniesiony przez podanie komunikatu, że jest pilne posiedzenie BBN. Niektórzy myśleli, że wojna się zaczęła w Polsce. Dalej mamy napięcie wywołane tym, że ciągle Rosjanie straszą zastosowaniem broni jądrowej, podobne skutki mogą się pojawić, gdyby elektrownie atomowe zostały uszkodzone. Do tego dochodzą lęki ekonomiczne. Przed nadejściem zimy część mediów straszyła, że nie będzie ciepła w domach i etc.  Przez wojnę zostały uszczuplone zasoby ekonomiczne, co też rodzi lęk, że sobie mogą nie poradzić, kiedy przejdą na emeryturę. Sama sytuacja też wywołuje strach i ludzie większość zdarzeń postrzegają przez pryzmat zagrożeń. W dłuższej perspektywie jest to wyniszczające dla organizmu i społeczeństwa. A od roku jesteśmy w takiej sytuacji.

Co Pana zaskoczyło najbardziej w tych badaniach? 

Zaskoczyło to, że mimo wykazywania zmęczenia wojną, jej negatywnymi konsekwencjami nadal wśród Polaków mamy wysoki wskaźnik dobrostanu psychologicznego. Według badań 74% uważało się za zadowolonych z życia. Może to świadczyć o tym, że ludzie znajdują dobre rzeczy w swoim życiu mimo okrucieństwa toczącej się wojny i rosnących kosztów życia.

Jak pan przewiduje, czy podejście do Ukraińców zmieni się? Jak? 

Sytuacja może się zmieniać w różnym kierunku. Jeśli wojna będzie eskalować i będą rosły straty, ginąć będzie ludność cywilna to pewnie pozytywny stosunek będzie dominował. Jednak współczujemy naszym sąsiadom. Gdy konflikt będzie zamrożony, a wojna potrwa kilka lat, wpłynie negatywnie na gospodarkę i poziom życia, to pewnie można spodziewać się pogorszenia nastrojów. Polacy będą coraz bardziej sfrustrowani i to może się przekładać na wzrost negatywnych nastrojów.

Rozmawiała Jadwiga Hereta.

Aktualności